sobota, 13 grudnia 2008

JAK WOJTEK ZOSTAŁ STRAŻAKIEM























Lasem, łąką, polem
Biegną kręte dróżki.
Zawiodą nas one
do wsi Kozie Różki.

Ta wioska od dawna
w okolicy słynie
ze straży pożarnej
najdzielniejszej w gminie.

Mają tu strażacy
samochód czerwony.
Na szerokich kołach
Czarne lśnią opony.

Mają sprzęt strażacki,
bogaty, nie skąpy:
drabiny, gaśnice,
sikawki i pompy.

Wszystko zawsze działa
Sprawnie jak należy.
A strażacy tutaj –
To sam kwiat młodzieży.

Zgrabni, silni, młodzi,
Opaleni chłopcy.
Dumni są z nich swoi,
A chwalą ich obcy.

Każdy z nich ma mundur,
Toporek ze stali
I hełm, w którym słońce
Złotą świeczkę pali.

W środku wioski stoi
dom nie byle jaki –
strażacka remiza.
Napis tam jest taki:

OCHOTNICZA STRAŻ POŻARNA
we wsi KOZIE RÓŻKI


















Bije dzwon na alarm.
Już śpieszą strażacy –
Czasem w nocy - ze snu
Czasem w dzień – od pracy.

W strażackiej remizie
Wieczorem w sobotę lśni klarnet srebrzysty,
Puzony lśnią złote.
I talerz o talerz
Uderza znienacka.



Nie lubi próżnować
Orkiestra strażacka.

Tuż, tuż przy orkiestrze
Siadł Wojtek na ławie.
Przygląda się bacznie
strażackiej zabawie.

Hej, strażacy ochotnicy,
znani w całej okolicy!
Oto mały Wojtek marzy,
żeby z wami służyć w straży:

Chciałbym gasić z wami ogień,
Nieść ratunek, nie znać trwogi...

Myśli o tym w dzień, a nocą
Śni o hełmach, co się złocą.
Poradzili więc Wojtkowi weseli strażacy,
Żeby poszedł do kowala.
Kowal Bonifacy
Jest tu komendantem
Strażackiej drużyny.
Serce złote, dusza szczera,
Chociaż groźny z miny...

Kowal wąsa kręci:

Cenię twoje chęci!

Palec wzniósł do góry,
Patrzy na chłopaka:

Jeszcześ mi za mały
Smyku na strażaka.

Rusza kowal wąsem,
A wąs miał jak wiecha.

Będziesz w straży,
Gdy się z Wojtka
Przemienisz w Wojciecha!

Wraca Wojtek do domu...
Gdy zasypia tak myśli:

Niech mi w nocy się przyśni
Wóz strażacki
I jeszcze, że gram pięknie w orkiestrze


Poszli w pole starsi, młodzież
Wojtek został sam w ogrodzie.
Wtem – zagrzmiało niedaleko.
Okolicą
echo dudni.
Będzie burza
przed południem!
Błyskawice tną jak baty,
Aż drżą szyby w oknach chaty.

Wtem: huk!
Czy to świat się wali
Pożar! Pożar!
Dom się pali!
Echo grzmotem odpowiada.
Piorun trafił w dom sąsiada!...

Już ogień na strzechę
wdziera się zdradziecko.
Naraz słyszy Wojtek:
W izbie płacze dziecko.

To w płonącym domu
w łóżeczku z wikliny
obudził się Henio,
sąsiadowy synek.
Ani jednej chwili
Nie ma do stracenia!
Brzdęk! Wybita szyba.
Wyniósł Wojtek Henia.

Trzeszczą suche belki,
Pułap w izbie płonie.
Teraz do remizy!
Wojtek jest przy dzwonie!
Bim-bam! Na ratunek!
Bije dzwon na alarm.
Żniwiarze głos dzwonu usłyszeli z dala.

Już biegną strażacy.
Przerwana robota.
Samochód z remizy
wyskoczył przez wrota.
I warczy i pędzi,
Aż pył bije w oczy.
A Wojtek wciąż dzwoni:

Ratunku! Pomocy!

Pożar ugaszony.
Dzielni są strażacy!

Kto dzwonił na alarm?
Pyta Bonifacy.
I pytają ludzie:

Kto małego Henia
Wyniósł w czasie burzy
Z dymu i płomienia?

To Wojtek! To Wojtek!

Ktoś nagle zawołał
Otoczyli ludzie Wojtusia dokoła.
Ściskają mu ręce,
Wołają:

Niech żyje!!!

Serduszko Wojtusia radośnie dziś bije...

Ujrzał Wojtek z dala
Sam komendant straży.
Podchodzi do chłopca
Z uśmiechem na twarzy.
Ściska dłoń, wąs gładzi.
A wąs miał jak wiecha.

Czyn ten ciebie Wojtku,
Przemienił w Wojciecha.

Niech się wszyscy wkoło
Dowiedzą dziś o tym:
Czeka cię nagroda,
Hełm strażacki, złoty.

Będziesz Wojtku służył
W ochotniczej straży
I pojedziesz z nami,
Gdy pożar się zdarzy.

Wraca Wojtek do domu.
Idzie dróżką znajomą.
Jest wesoły, szczęśliwy:

Strażak ze mnie prawdziwy!

Spójrzcie: pędzi drogą
Straży oddział chwacki.
Wojtek jedzie pierwszy,
Gra sygnał strażacki.

Pędzi straż pożarna
Przez drogi i dróżki.
Wybiegają z domów
całe Kozie Różki.
Wojtek – strażak siedzi
tuż przy Bonifacym.

Patrzcie, patrzcie, ludzie,
To nasi strażacy!
Śpieszą na ratunek.
Uciekajmy z drogi!
Niech żyją strażacy,
Co nie znają trwogi!!!